Notatki z pamięci

Niewielu z nas ma pełną świadomość jak minęło 40 lat od powstania Koła. I nie pomogło nawet mozolne spisywanie historii - giną w głębinach pamięci zdarzenia, postacie, zdarzenia i szlaki, a nawet całe miesiące - choćby najpiękniejsze, bo spędzone w górach. Zapomina się nawet całe lata - być może dlatego, że minione bez gór, które dawniej były dla każdego z nas i codzienne i odświętne jednocześnie.
Kroniki Koła mówią, że pomysł jak poznawać i pokazywać swoim kolegom Bieszczady dojrzewał od początku 1955 roku. Wędrowanie zapoczątkowały dwie grupy studentów - prowadzone przez Marka Ławińskiego i Ryszarda Dutkiewicza - w Zagórzu, a trasa obozów biegła z Komańczy przez Chryszczatą, Cisnę, Połoniny Wetlińską i Caryńską, Halicz, Stuposiany i Otryt do Czarnej.

Już 41 lat temu szkolili się - a więc w rok po pierwszych obozach w Bieszczadach - w Michałowicach koło Karpacza pierwsi kierownicy-przewodnicy dla studenckich obozów górskich. Ustalono zarazem, że przewodnicy z Warszawy będą organizować i prowadzić wczasy i obozy wędrowne... na Pojezierzu Mazurskim, w Górach Świętokrzyskich, Beskidzie Niskim i Bieszczadach.

W lipcu i sierpniu 1956 - co zapisano w "Historii SKPB" w Bieszczadach odbyło się dziesięć, a w Beskidzie Niskim dwa obozy wędrowne. W czasie kolejnych wakacji przybywało amatorów bieszczadzkiej egzotyki i trudności pokonywanych na górskich bezdrożach i bezludziu. Co prawda próbowano na wakacje 1957 roku ustalić trasy typowe (Czarna - Polana - Hulskie - Sękowiec - Dwernik - Dolina Caryńczyka - Ustrzyki Górne - Rozsypaniec - Połonina Bukowska - Sianki - Dolina Sanu - Halicz - Tarnica - Wielka Rawka - Wetlina - Kalnica - Jasło - Cisna - Rosocha - Hyrlata - Dolina Solinki - Wola Michowa - Dolny Łupków - tak wędrowało 12 grup, zaś w Beskidzie Niskim 4 grupy przemierzały trasę "wahadłową" (Zagórz - Komańcza - Krynica i z powrotem), ale przewodnicy i tak prowadzili je po swojemu.

Ale co to ma wspólnego z Kołem? Okazuje się, że ma. Otóż właśnie po wakacjach 1957 roku było już tylu nieźle doświadczonych i obeznanych z terenem przewodników, że utworzyli "Wielkie Bractwo" czyli klub przewodników, którzy prowadzili obozy bieszczadzkie. Niezależnie od tego istniał - pod przewodnictwem Andrzeja Kunca - zasłonięty mgłą niepamięci prywatny "Klub Lewej Nogawki".

To są kamienie węgielne naszego jubileuszowego zgromadzenia z okazji 40-lecia. Właśnie jesienią 1957 roku po połączeniu tych dwóch klubów zawiązane zostało Koło Przewodników Studenckich Obozów Wędrownych przy Radzie Okręgowej Zrzeszenia Studentów Polskich w Warszawie. Zarazem zaczyna systematyczne szkolenie, przewodnicy uczą się wszystkiego, co powinni wiedzieć o Bieszczadach i Beskidzie Niskim, a więc historii, geografii, etnografii tych regionów oraz o ich osobliwościach przyrodniczych.

W 1959 roku odbył się w Beskidzie Śląskim pierwszy narciarski obóz wędrowny dla przewodników i obóz dla kandydatów na przewodników w Szczyrku. W tym samym roku w kwietniu i maju odbyły się pierwsze tzw. przejścia przewodnickie Bieszczadów i Beskidu Niskiego, a podczas wakacji wędrowne "robotniczo-studenckie obozy turystyczne połączone z pracą społeczną". Na trasy wyruszyły 52 obozy, baza w Zagórzu wzbogaciła się o namioty.

Pierwszy - i to od razu ogólnopolski - Rajd Studencki w Bieszczadach, z udziałem 85 osób, przewodnicy z naszego Koła zorganizowali w maju 1960 roku zaś jesienią, na zakończenie sezonu turystycznego - pierwszy Złaz Kampinoski z udziałem około 200 osób. Dopiero trzeci z kolei Rajd Bieszczadzki w 1962 roku zmienił jego termin na październikowy, i ta tradycja utrzymała się przez wiele lat.

W tymże 1962 roku w grudniu po raz pierwszy 18 członków Koła uzyskało po egzaminie państwowym w Rzeszowie uprawnienia przewodników beskidzkich trzeciej klasy.

Tereny nizinne i imprezy wiosenne miały wśród członków Koła wielu zwolenników - w 1963 roku odbyły się - niezależnie od jesiennego tradycyjnego Złazu Kampinoskiego - wiosną Złaz w Puszczy Białowieskiej, a w następnym roku w Puszczy Białej i Złaz na Kurpiach. W grudniu 1963 roku walne zebranie członków Koła decyduje o zmianie jego nazwy na Studenckie Koło Przewodników Beskidzkich przy RO ZSP i Oddziale Międzyuczelnianym PTTK w Warszawie.

Wiosna 1965 roku zaznaczyła się w Kole zorganizowaniem pierwszego rajdu wiosennego w Beskidzie Niskim z zakończeniem w Bieczu, i po raz pierwszy ukazało się z tej okazji specjalne wydawnictwo "Informator --- Beskid Niski", które miało swoją kontynuację w wielu tomikach "Magur". Nie mniej istotne było uruchomienie latem schroniska studenckiego pod Łopiennikiem, ustanowienie znaczków organizacyjnych Koła, zaś dziewięciu jego członków zostało kandydatami Grupy Bieszczadzkiej GOPR.

Takie były skromne początki Koła, więc jeszcze tylko do wiadomości potomnych wypada dodać, że było w tej zacnej instytucji wielu prawdziwych amatorów kronikarzy i co najmniej drugie tyle licencjonowanych pisarzy i dziennikarzy. Spisywali dzieje Koła z okazji 10, 15 i 20-lecia, a jeśli było jakieś epokowe opracowanie zbiorowych i indywidualnych dokonań członków Koła z okazji 25, 30 i 35-lecia, to ktoś powinien o tym przypomnieć podczas obchodów 40-lecia. Bo taki kawał dziejów to za dużo na jedną głowę.

W "Kronice Studenckiej Turystyki Górskiej" czyli zapiskach z okazji 15-lecia Koła wydanych w 1972 roku pierwsze zdanie brzmi: "Wierzyć się nie chce, ale to prawda". A dalej czytamy: "Za nami są Bieszczady, jakich dziś nie poznacie" - i to samo można powiedzieć o każdej inniej okiolicy, którą poznawaliśmy razem, we dwoje, samotnie, wędrując i popasając na biwakach, na trasach rajdów na Kurpiach, Podlasiu, na Pogórzu, w Beskidzie Niskim.

Ale przecież Koło to nie tylko rajdowanie, wędrowanie, szkolenie, wspominanie, przeglądy przezroczy, czy przesławne śpiewanki. Z tego grona ludzi zarażonych na zawsze chorobą poznawania, przekonywania się "na własne oczy", zwiedzania, a inaczej jeszcze mówiąc krajoznawstwem, wyrastaliśmy na własny rachunek już jako dorośli. Gdzieś tam w myślach, wspomnieniach, w głębi pamięci jest Koło, ludzie podobni w jakiś sposób do nas, dlatego że mieliśmy wspólne przygody, że razem szliśmy tymi samymi bezdrożami lub szlakami, zapamiętaliśmy te same okolice i krajobrazy.

A w naszych domach są nie tylko drobiazgi, pamiątki, fotografie, są ludzie nam najbliżsi, rodziny, które powstawały najpierw nieformalnie na trasach wędrówek. Dwadzieścia lat temu, z okazji dwudziestolecia SKPB kronikarze doliczyli się 27 "kołowych" małżeństw i 37 dzieci. To już dawno jest liczba podwojona, a kto wie, może nawet jeszcze większa. Wnuki kołowych protoplastów - tak samo zarażonych Bieszczadami i Beskidem Niskim - na tej ziemi uczyły się chodzić, sypiały pod bazowymi namiotami, karmione piersią i z turystycznej menażki, przedeptują tam od wielu lat własne szlaki. Fenomen polega na tym, że to są ścieżki ich dziadków, a może jeszcze starsze.

Tak się złożyło, że wyróżniono mnie w Kole "blachą" z numerem 54, co zdarzyło się aż 32 lata temu. Z trudem w to wierzę lecz z pokorą poddaję się nurtowi czasu. Ale moje góry i doliny dziś są te same co dawniej, wspólne, bo zapisaliśmy je w pamięci zbiorowej dlatego, że razem podeszlismy pod niejedną górę i razem zeszliśmy w doliny.
Tags: