(Foto Michał Osiak, all rights reserved)
Family Team w akcji!
Od początku: praktycznie od razu powił się pomysł pokazania rodzinie gdzie znikam mniej więcej od roku na praktycznie każdy weekend, i co takiego tam robię. Na SGO pojechali więc: Kasia, Marysia, Ola, Michał i Patryk – wszystko moja kochana rodzina. Część z nich jest w górach po raz pierwszy, nikt nigdy nie chodził jeszcze ze mną, jest więc wyzwanie i ekscytacja przed nieznanym – zarówno dla mnie jak i dla nich. Trasa zakłada więc „must have” w postaci cerkwii w Powroźniku, wpisanej na listę dziedzictwa UNESCO, i muzeum Nikifora w Krynicy.
Wieczorem zbiórka na dworcu centralnym, i w pociąg TLK „Karpaty” wio do Muszyny. W pociągu spotkanie z poprzecznymi z SGO "WCZASY NA WYPASIE"-weekend w Beskidzie Sądeckim czyli z Kasią i Agnieszką i ich uczestnikami. Fajna okazja do tego, żeby chwilę się spotkać – bo dawno się nie widzieliśmy, chyba ze dwa dni, a od wykładu kursowego to chyba i ze cztery…
TLK Karpaty dochował tradycji, jednak z lekką zmianą- godzina opóźnienia, ale dopiero na zachodnim. Zazwyczaj można było pogadać na peronie jeszcze na centralnym.
W Muszynie szybkie śniadanie, wizyta w Tesco w celu dokupienia tego czego kto tam nie miał, albo co tam chciałby jeszcze zjeść, i w autobus do Powroźnika.
W powroźniku byliśmy ok. 8:45, więc szybka opowieść o cerkwi z zewnątrz i ludziach którzy ją zbudowali i używali.
(Foto Michał Osiak, all rights reserved)
O 9 przewodnik – pan Paweł – otworzył nam cerkiew i udostępnił ją do zwiedzania, 15 minut później opowiadał już sam, ponieważ przybyła liczna grupa autobusem. Z okazji jubileuszu cerkwi dostajemy certyfikat odwiedzenia, a pan Paweł tytułuje mnie per „kolega przewodnik” :)
W Powroźniku nabywam jeszcze kilka książek, zgodnie z zamówieniem od koleżanek kursantek, i hajże, w drogę z dodatkowymi kilogramami ! Z cerkwi ruszamy grzbiecikiem wzdłuż cmentarza i wyciągu narciarskiego. Łąka jest piękna, widok na dolinę Kryniczanki i Jaworzynę Krynicką też.
(Foto Michał Osiak, all rights reserved)
Dalej niebieskim szlakiem, wzdłuż całej masy kapliczek na drzewach aż do odbicia nad jeziorko Czarna Młaka. W pobliżu czarnej Młaki natrafiamy na zrywkę drewna, prowadzoną konno, co chyba jest już rzadkością. Ze względu na zrywkę, Idziemy nieco inaczej tzn. wzdłuż jarka, a potem grzbiecikiem na Czarne Garby. Po drodze spotykamy stadko jeleni uciekające gdzieś przez krzaki, oraz zatroskanego drwala, który spytał nas gdzie idziemy. Drwal, dowiedziawszy się, że idziemy na oweż Czarne Garby, stwierdził, że idziemy dobrze, co z pewnością bardziej uspokoiło jego niż nas.
Na czarnych Garbach typowe oszustwo turystyczne – reper ukazujący najwyższy punkt znajduje się na szczyciku, a tablica dla turystów na szlaku, sporo dalej i wyraźnie niżej. Spod Garbów na Szeroki wierch, i Żdżar, skąd grzbietem schodzimy w stronę Muszyny. Kompas w ręku trzyma Ola, która aż rwie się do prowadzenia, i z drobnymi wskazówkami wywiązuje się z tego świetnie. Patryk dzielnie idzie na zamku, pilnując porządku mimo kontuzji piłkarskiej. Michał robi zdjęcia, Marysia wprowadza nas w tajniki tłumaczeń symultanicznych. Po drodze wywiązuje się jeszcze dyskusja o znaczeniu Mickiewiczowskiego „mierzyć siły na zamiary a nie zamiar podług sił”. Sił nikomu nie brakuje, chociaż z powodu upału do Muszyny ocieramy już lekko zmęczeni, zahaczając jeszcze po drodze o cmentarz żydowski.
Posiliwszy się nieco, zwiedzamy atrakcje Muszyny: rynek, muzeum regionalne, próbujemy wody z miejscowej pijalni, odwiedzamy kościół św. Józefa i ogrody biblijne.
Muzeum regionalne w Muszynie warto odwiedzić choćby z tego powodu, że znajduje się tam unikalny kubek ze specjalną przegródką w celu nie moczenia wąsów w spożywanym trunku.
(Foto Karol Osiak, CBBY)
Po zwiedzeniu Muszyny, podjeżdżamy autobusem do Złockiego, skąd udajemy się pod cerkiew św. Dymitra – zupełnie inną niż typowe cerkwie tego regionu, na planie krzyża i nie przypomina „klasycznego” stylu zachodnio-łemkowskiego.
(Foto: Michał Osiak, all rights reserved)
W środku zapoznajemy się z malowidłami spod pędzla rodziny Bogdańskich. Ksiądz odprawiający mszę miał chyba krewnego postaci Usaina Bolta, msza rekord świata, 23 minuty. Kursanci SKPB naprawdę mogliby uczyć się od niego tzw. „Sprężu”.
(Foto: Karol Osiak, CBBY)
Spod cerkwi już bezpośrednio na nocleg, w pobliżu zielonego szlaku na Jaworzynę. Wieczorem zmęczenie daje się we znaki, więc szybko kładziemy się spać.
Rano wczesna pobudka i szybka „chodka”: na Jaworzynę Krynicką. Wszyscy wypoczęci, najedzeni turbo owsianką, tempo więc błyskawiczne. Po drodze mijamy znajome SGO pod przywództwem Kasi i Agnieszki, wymieniamy uprzejmości i lecimy dalej w górę. Szybka panormka na szczycie, pamiątkowe zdjęcie pod tabliczką i idziemy do muzeum turystki górskiej pod schroniskiem.
(Foto: Ola Osiak, all rights reserved)
(Foto: Ola Osiak, all rights reserved)
Stąd już w dół do Czarnego Potoku, gdzie prędko zmierzamy na autobus, by mieć jeszcze czas na spotkanie z Nikiforem Krynickim - a raczej jego twórczością.
W Krynicy udajemy się do muzeum Nikifora w willi „Romankówka”, odbywamy krótki spacer po części zdrojowej, a następnie idziemy na zasłużony obiad.
Potem już powrót do domu: autobus do Krakowa, w Krakowie zrzut bagażu, spacer i kawa podsumowująca, oraz powrót „Malinowskim” do Warszawy.
W pociągu kolejne spotkanie z SGO Agnieszki i Kasi, okazja do wymiany doświadczeń i radości związanych z naszym pierwszym tak zorganizowanym wyjazdem. Moi uczestnicy uczą się trudnej sztuki spania w pociągu, która mimo znacznie większego zatłoczenia idzie im znacznie lepiej niż w poprzednią stronę ;)
Cieszę się, że mogłem być z Wami na wyjeździe – Kasia, Marysia, Ola, Michał i Patryk – wielkie dzięki! Rodzina to jest siła, yeah!