Cóż może powiedzieć SKPB-ol z rocznym stażem w kole po elaboratach trzech kołowych sław? No, z pewnością niewiele o historii, zresztą to zrobili już oni. Ale być może coś ciekawego na temat przyszłości (świetlanej) naszego kochanego SKPB.
Przychodząc na kurs słyszałem już co nieco o Michałowskim, Kulewskim, Krycińskim, czy Wielosze. Wpadły mi kiedyś w ręce wydawnictwa kołowe, dostępne wówczas w księgarni górskiej w Krakowie, do której wstępowało się obowiązkowo wracając z gór. Ja byłem wówczas na etapie berka kucanego, ale zainteresowały mnie te skrypciki, tak inne w stylu od powszechnie dostępnych PTTK-owskich wydawnictw. Niedostępne wówczas wydawało mi się to towarzystwo, zresztą odległość dzieląca Toruń i Warszawę jest zbyt duża, by się tym wówczas poważniej zainteresować. Tak to się działo, aż wreszcie się stało. Zacząłem studiować na PW. Zobaczyłem ogłoszenie o kursie. Czemu by nie spróbować? Czułem się trochę zawiedziony, gdy okazało się, że większość "sław" już się w Kole nie udziela. Ale po pierwszych wyjazdach okazało się, że Ci trochę młodsi od nich też mogą coś ciekawego pokazać. No i połknąłem bakcyla. Z czasem oswoiłem się trochę z tym tak kiedyś niedostępnym SKPB. Ideologię Koła przyjąłem za swoją: łojenie krzala w nocy, w deszczu, w błocie i pod górę. Okazało się, że to właśnie o tym marzyłem przez całe swoje dotychczasowe, gnuśne życie. Ogniska w jarze o pierwszej w nocy, bo znów ktoś zburaczył, mielonka z ryżem serwowana po raz 16, buty mokre od tygodnia, skarpetki nie zmieniane od dwóch tygodni (w plecaku oczywiście cztery suchutkie, czyściutkie pary skarpetek trzymane nie wiadomo po co) - zasmakowało mi tak, że dziś się dziwię, jak mogłem jeździć na tak cieniarskie wyjazdy, na jakie jeździłem przed kursem SKPB. Nie, to chyba nie mogło się zdarzyć... Ale to przecież nie wszystko, bo góry to także ludzie, historia, przyroda. To przecież SKPB jako pierwsze po wojnie i przez długi czas jedyne (poza oficjalnymi gazetami ukraińskimi) odważyło się podjąc trudne podówczas tematy narodowościowe, nie wyłączając akcji "Wisła". Zainteresowania "łojeniem" przerodziły się w zainteresowania bardziej krajoznawcze, połaczone ze świadomym poznawaniem Łemkowszczyzny i Bojkowszczyzny, bo teraz tak zacząłem widzieć Beskid Niski i Bieszczady.
I chyba właśnie tym nasze Koło różni się od innych organizacji turystycznych. Bo chyba w mało których kołach czy klubach turystycznych zainteresowanie górami nie ogranicza się tylko do chodzenia i poznawania topografii gór, ale też do całościowego, kompleksowego wręcz ich poznania. Ktoś mógłby zarzucić, że ceną za to jest ograniczenie się tylko do terenów Beskidu Niskiego, Bieszczadów i ich pogórzy. Ale nie jest to prawdą, jeśli się zważy to, że przewodnicy SKPB prowadzą obozy we wszystkich praktycznie krajach karpackich, w górach Europy, a nawet Azji. I nawet tam nie ograniczają się do "tępego łojenia", lecz starają się dogłebnie poznać teren i ludzi, którzy go zamieszkują. Dowodzi tego chociażby próba przeprowadzenia "Akcji Opis" na Ukrainie, czy w Rumunii. Najbardziej jednak optymistycznym symptomem jest to, że młodzi przewodnicy garną się do pracy w Kole i prowadzenia obozów. Sam to zresztą obserwuję zarówno u siebie, jak i koleżanek oraz kolegów z mojego kursu, czy z obecnego, najświeższego narybku. Są to rzeczywiście prawdziwi zapaleńcy, którzy sprawiają, że "obawy o śmierci SKPB są mocno przesadzone".